8(12)/2001

• Uczmy Kaszubów chińskiego

• Samòrządzëna ë autonomijô

• Òbrazë z mòrza - Marian Mokwa

• FiF - kaszëbsczi kabaret

• Aniół Kaszub z nieba - Guczów Mack gôdô

• Kulturalnô Norda

• Ze słowôrza Zëchtë

• Pòwiôstka: Wëjimk żëcégò - P.Cëskòwsczi

• Môłi Ksyżëc

• Szportë

Uczmy Kaszubów chińskiego

“Globalizacja ma także swoje uroki”, taka myśl przyszła mi do głowy, gdy na półce supermarketu znalazłem wrześniową “Pomeranię”. Czesław Miłosz powiedział przed laty w jednym z wywiadów, że w przedwojennym Wilnie chodził do księgarni głównie po to, by czytać książki a nie je kupować. Mając odpowiednią dozę cierpliwości i wyrozumiałego sprzedawcę, można było tym sposobem przeczytać w ciągu tygodnia całkiem sporą księgę. Przyznam, że dość często korzystam ze sposobu Mistrza, zwłaszcza gdy zbliża się koniec miesiąca, a budżet domowy niebezpiecznie zaczyna się upodabniać do budżetu naszego państwa w roku bieżącym, Anno Domini 2001.

Po przeczytaniu kilku artykułów w rozmaitych czasopismach napotkałem ulubioną “Pomeranię”, na której nie oszczędzam, bo serce nie pozwala. Pomyślałem, że po wieściach o bin Ladenie, wągliku, recesji gospodarczej, klonowaniu owiec i ludzi oraz wzroście podatków, warto przeczytać coś co ukoi nerwy. Pełen nadziei zabrałem się więc do lektury: “(...) dane statystyczne tylko utwierdzają w przekonaniu, że zachowanie tożsamości etnicznej nie zależy tylko od znajomości języka kaszubskiego, lecz w głównej mierze od wychowania w rodzinie i środowisku. Kaszubszczyznę nosi się w sercu. Rozsądek nakazuje, aby uczyć się języków bardziej przydatnych w globalizowanym świecie. Z punktu widzenia twórców reformy oświaty, zostały stworzone warunki do nauczania języka grup etnicznych, ale dobrowolnie a nie pod przymusem” – napisał wójt gminy Chmielno Zbigniew Roszkowski.

Jak wyrafinowane poczucie humoru ma nasza Władza. Nie jest źle, skoro Wójt pisuje „fify” do “Pomeranii”! Ale zaraz, przecież w dziale humorystycznym felieton Remusa nadal stoi na swoim miejscu. Wygląda więc na to, że Władza naprawdę myśli tak jak pisze, a jeżeli tak jest w istocie, to nie śmiać się, jeno płakać trzeba!

Pan Wójt uważa, że zachowanie tożsamości etnicznej nie zależy tylko od znajomości języka kaszubskiego i ma częściowo rację. Ale ćwierć prawdy, czy nawet pół prawdy, to jeszcze nie prawda, za to zazwyczaj – całe kłamstwo. Dane statystyczne utwierdzają Pana Wójta w przekonaniu że zachowanie tożsamości kaszubskiej w głównej mierze zależy od wychowania w rodzinie i środowiska. Pan Wójt zapomniał jednak, że i on stanowi tegoż środowiska organiczny element, o czym powinien pamiętać jako przedstawiciel władzy nie z Boskiego nadania, tylko demokratycznego wyboru. A demokracja ma to do siebie, że bywa kapryśna. Pan Wójt zdaje się nie dostrzegać faktu, że mocą swojego autorytetu może – i powinien – przyczyniać się do tego, żeby w jego rodzinnych stronach język kaszubski nie rozbrzmiewał jedynie w garkuchniach, ale i na gminnych salonach. Mieć kaszubszczyznę w sercu to za mało. Trzeba, aby język giętki wyraził to, co pomyśli głowa!

Powoływanie się na dane statystyczne także mnie nie przekonuje. Nie w tym przypadku. Ludowe porzekadło powiada, że statystyka jest jak dziewczyna którą łatwo wykorzystać. Zilustruję to przykładem: jeśli mój sąsiad bije swoją żonę dwa razy dziennie, a ja mojej wcale, to statystycznie rzecz ujmując, każdy z nas bije żonę raz dziennie. Ile w tym stwierdzeniu prawdy, każdy widzi.

Pan Wójt przekonuje dalej, że kaszubszczyzna to język mało przydatny, że uczenie się go nie przyniesie dzieciom pożytku. Jeżeli ta propaganda trafi do przekonania zdezorientowanym rodzicom, którzy zostali wyedukowani jeszcze w epoce (nie) realnego socjalizmu, to Pan Wójt ma szansę trafić do podręczników historii! Obok słupskiego pastora Christiana W. Hakena żyjącego w XVIII w., który zasłynął z tego, że przyczynił się do wytępienia kaszubszczyzny na dużej połaci Pomorza Zachodniego. Pastor ów uważał, że kaszubski jest językiem niepraktycznym, a do codziennej komunikacji językowej oraz przyswojenia ciemnym Kaszubom osiągnięć kultury “wysokiej” nadaje się lepiej język niemiecki. Biorąc pod uwagę jedynie dane statystyczne i element “opłacalności”, miał on całkowitą rację. Podobnie jak Pan Wójt dzisiaj.

W trosce o dobro dzieci postuluję więc, aby nie wprowadzać do szkół nauki języka kaszubskiego, a tam gdzie już funkcjonuje, znieść ją czym prędzej. Po porady techniczne odsyłam do lektury pism Hakena, który okazał się politykiem skutecznym, podobnie jak wielu mu podobnych mężów stanu w minionym niedawno stuleciu. A przecież skuteczność w życiu publicznym i wartości utylitarne Pan Wójt zdaje się cenić najbardziej.

Nie sztuka jednak burzyć pomniki przeszłości, jeśli nie wznosimy nowych. Natura nie cierpi próżni. Proponuję więc, aby w miejsce “języków zniesionych” (boć i polski ze swoimi “ogonkami” jest dość niepraktyczny, a statystycznie i globalnie rzecz ujmując, używa go zdecydowana mniejszość ludzkości) wprowadzić naukę języka chińskiego, którym posługuje się co najmniej szósta część mieszkańców naszej planety. Jeśli połączymy to z nauką angielskiego – “Satysfakcja gwarantowana”, jak głosi slogan reklamowy. Nie będzie obaw, że dziecko kaszubskiego Indianina nie dogada się z kolegą z Szanghaju. W imię dobra naszych dzieci proponuję więc: “Wybierzmy przyszłość – uczmy Kaszubów chińskiego!” Good luck, Mr. Roszkowski!

Miałem kiedyś sen. Śniło mi się, że za reformę polskiego prawa biorą się ludzie stojący z prawem na bakier, prezydent Stanów Zjednoczonych ogłasza rychłe powstanie niepodległej Palestyny, zaś Kaszubi zapomnieli języka w gębie. Własnego języka. Kiedy ktoś poprosił mnie o rozmienienie stu złotych i jak zwykle nie miałem, okazało się że to nie sen, tylko szara rzeczywistość.

Ale miałem i inny sen ostatniej nocy! Pani Wójt gminy Chmielno prowadzi obrady Rady Gminy w języku kaszubskim. Dzieci w Borzestowie uczą się w miejscowej szkole na komputerach z kaszubską wersją “Windows 2010”. Na Uniwersytecie Gdańskim powstał Wydział Filologii Kaszubskiej z Katedrą Dialektologii Pomorskiej. W preambule do Konstytucji Rzeczypospolitej przeczytałem, że w mojej Ojczyźnie obowiązują dwa języki urzędowe: polski i kaszubski, a ja nie byłem członkiem bliżej nieokreślonej “grupy etnicznej”, tylko narodu kaszubskiego. Tak mi mówiło serce, a jego nie można w nieskończoność oszukiwać.

Obudziłem się. Czytałem dalej tę samą “Pomeranię”: matura z języka kaszubskiego w roku 2002, Ewangelia wg św. Marka przetłumaczona z języka greckiego na kaszubski... Ten, kto by pomyślał o tych faktach 20 lat temu, byłby nazwany wariatem, a pewnie i separatystą.

Jestem pewien, że doczekamy obowiązkowej nauki języka kaszubskiego przynajmniej do poziomu maturalnego w szkołach w Kaszubach, co już od dawna postulował profesor Alfred F. Majewicz z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytetu Hokkaido w Japonii. Nie jest to sprawa, którą można uzależniać od woli ludzi zmanipulowanych przez pięćdziesiąt lat komunistycznych rządów. Ludzi, którym bardziej niż powietrza brakuje rzetelnej informacji o tym, jakim skarbem jest język ich ojców, cudem wyrwany z niebytu. W XIX w. Prusacy wprowadzili w Kaszubach obowiązek szkolny. Skoro dziś nikt nas nie pyta w referendum: “Czy chcesz się uczyć matematyki?” (ja bym głosował na “nie”), to nie pytajmy o to czy uczyć kaszubskiego dzieci Kaszubów oraz dzieci Polaków, Afrykańczyków i Wietnamczyków, którzy - dobrowolnie w końcu - zechcą osiedlić się w Kaszubach. Jeśli wszedłeś między wrony ucz się krakać jak i one! Ma jesma u se!

Nie ma Kaszub bez Kaszubów, ale nie będzie Kaszubów bez języka kaszubskiego! Hieronim Derdowski stwierdził, że “Bez Kaszeb nie ma Polsczi!” Nauczanie kaszubskiego nie jest więc lokalnym widzimisię, tylko wypełnieniem obowiązku wobec naszej Ojczyzny – Rzeczypospolitej. Będzie ona o wiele bardziej uboższa, jeżeli za pięćdziesiąt lat będą w niej mieszkać Kaszubi jedynie z nazwy lub nominacji, którzy wiedzą tylko “co je krótczi, a co dłudzi”, a od święta paradują w modrych kubraczkach.

Powtórzę raz jeszcze: nauczanie ojczystego języka w szkołach w Kaszubach jest naszym świętym obowiązkiem. Obowiązki zaś należy wypełniać, a nie się od nich migać lub

znosić je w drodze referendum. Nie chodzi bowiem o to “czy” kaszubszczyzna powinna
“przetrwać”, tylko o to, “co” możemy zrobić by się dynamicznie rozwijała! Jeżeli zaniedbamy swoje obowiązki, to wnuki nas z nich rozliczą – obyśmy nie musieli się przed nimi wstydzić. W całych Kaszubach od setek lat toczy się cicha walka o język. Także dzisiaj, gdy walczymy z własnymi sumieniami, wygodnictwem i koniunkturalizmem!

Nie chcemy być Apaczami. Nie chcemy żyć w skansenie i żywić się korzonkami, a chat obtykać mchem. Jeśli tak, to musimy dbać o nasz język, a nie pytać czy warto! To tak jakby pytać, czy warto odzwyczaić się od jedzenia, może i warto, może to się nawet kalkuluje, ale skutek może być opłakany! Nauka kaszubskiego powinna stać się kwestią honoru i ambicji dla każdego mieszkańca Kaszub. Świętej pamięci ks. dr Bernard Sychta był człowiekiem Bożym i wielkim uczonym. Panu Wójtowi gminy Chmielno, oraz tym spośród nas Kaszubów, którzy sądzą, że lepsze jest to co się bardziej opłaca, dedykuję Jego słowa: “Chto sã wstidzy pò kaszëbskù gadac, ten nie je wôrt cobë gò w përda kòpnąc!” Amen.

Albert Kirk

zaczątk


Na Jinternece nigdë ni môsz
wszëtczégò…

żebë miec wiedno całą Òdrodã, wiedno na czas – òbacz tuwò
Mòżesz nas wspòmòc w wëdôwanim abò kòlpòrtażu?Napiszë do naju!