“Globalizacja ma także swoje uroki”, taka myśl przyszła
mi do głowy, gdy na półce supermarketu znalazłem wrześniową
“Pomeranię”. Czesław Miłosz powiedział przed laty w jednym
z wywiadów, że w przedwojennym Wilnie chodził do księgarni
głównie po to, by czytać książki a nie je kupować. Mając odpowiednią
dozę cierpliwości i wyrozumiałego sprzedawcę, można było tym
sposobem przeczytać w ciągu tygodnia całkiem sporą księgę.
Przyznam, że dość często korzystam ze sposobu Mistrza, zwłaszcza
gdy zbliża się koniec miesiąca, a budżet domowy niebezpiecznie
zaczyna się upodabniać do budżetu naszego państwa w roku bieżącym,
Anno Domini 2001.
Po przeczytaniu kilku artykułów w rozmaitych czasopismach
napotkałem ulubioną “Pomeranię”, na której nie oszczędzam,
bo serce nie pozwala. Pomyślałem, że po wieściach o bin Ladenie,
wągliku, recesji gospodarczej, klonowaniu owiec i ludzi oraz
wzroście podatków, warto przeczytać coś co ukoi nerwy. Pełen
nadziei zabrałem się więc do lektury: “(...) dane statystyczne
tylko utwierdzają w przekonaniu, że zachowanie tożsamości
etnicznej nie zależy tylko od znajomości języka kaszubskiego,
lecz w głównej mierze od wychowania w rodzinie i środowisku.
Kaszubszczyznę nosi się w sercu. Rozsądek nakazuje, aby uczyć
się języków bardziej przydatnych w globalizowanym świecie.
Z punktu widzenia twórców reformy oświaty, zostały stworzone
warunki do nauczania języka grup etnicznych, ale dobrowolnie
a nie pod przymusem” – napisał wójt gminy Chmielno Zbigniew
Roszkowski.
Jak wyrafinowane poczucie humoru ma nasza Władza. Nie jest
źle, skoro Wójt pisuje „fify” do “Pomeranii”! Ale zaraz, przecież
w dziale humorystycznym felieton Remusa nadal stoi na swoim
miejscu. Wygląda więc na to, że Władza naprawdę myśli tak
jak pisze, a jeżeli tak jest w istocie, to nie śmiać się,
jeno płakać trzeba!
Pan Wójt uważa, że zachowanie tożsamości etnicznej nie zależy
tylko od znajomości języka kaszubskiego i ma częściowo rację.
Ale ćwierć prawdy, czy nawet pół prawdy, to jeszcze nie prawda,
za to zazwyczaj – całe kłamstwo. Dane statystyczne utwierdzają
Pana Wójta w przekonaniu że zachowanie tożsamości kaszubskiej
w głównej mierze zależy od wychowania w rodzinie i środowiska.
Pan Wójt zapomniał jednak, że i on stanowi tegoż środowiska
organiczny element, o czym powinien pamiętać jako przedstawiciel
władzy nie z Boskiego nadania, tylko demokratycznego wyboru.
A demokracja ma to do siebie, że bywa kapryśna. Pan Wójt zdaje
się nie dostrzegać faktu, że mocą swojego autorytetu może
– i powinien – przyczyniać się do tego, żeby w jego rodzinnych
stronach język kaszubski nie rozbrzmiewał jedynie w garkuchniach,
ale i na gminnych salonach. Mieć kaszubszczyznę w sercu to
za mało. Trzeba, aby język giętki wyraził to, co pomyśli głowa!
Powoływanie się na dane statystyczne także mnie nie przekonuje.
Nie w tym przypadku. Ludowe porzekadło powiada, że statystyka
jest jak dziewczyna którą łatwo wykorzystać. Zilustruję to
przykładem: jeśli mój sąsiad bije swoją żonę dwa razy dziennie,
a ja mojej wcale, to statystycznie rzecz ujmując, każdy z
nas bije żonę raz dziennie. Ile w tym stwierdzeniu prawdy,
każdy widzi.
Pan Wójt przekonuje dalej, że kaszubszczyzna to język mało
przydatny, że uczenie się go nie przyniesie dzieciom pożytku.
Jeżeli ta propaganda trafi do przekonania zdezorientowanym
rodzicom, którzy zostali wyedukowani jeszcze w epoce (nie)
realnego socjalizmu, to Pan Wójt ma szansę trafić do podręczników
historii! Obok słupskiego pastora Christiana W. Hakena żyjącego
w XVIII w., który zasłynął z tego, że przyczynił się do wytępienia
kaszubszczyzny na dużej połaci Pomorza Zachodniego. Pastor
ów uważał, że kaszubski jest językiem niepraktycznym, a do
codziennej komunikacji językowej oraz przyswojenia ciemnym
Kaszubom osiągnięć kultury “wysokiej” nadaje się lepiej język
niemiecki. Biorąc pod uwagę jedynie dane statystyczne i element
“opłacalności”, miał on całkowitą rację. Podobnie jak Pan
Wójt dzisiaj.
W trosce o dobro dzieci postuluję więc, aby nie wprowadzać
do szkół nauki języka kaszubskiego, a tam gdzie już funkcjonuje,
znieść ją czym prędzej. Po porady techniczne odsyłam do lektury
pism Hakena, który okazał się politykiem skutecznym, podobnie
jak wielu mu podobnych mężów stanu w minionym niedawno stuleciu.
A przecież skuteczność w życiu publicznym i wartości utylitarne
Pan Wójt zdaje się cenić najbardziej.
Nie sztuka jednak burzyć pomniki przeszłości, jeśli nie wznosimy
nowych. Natura nie cierpi próżni. Proponuję więc, aby w miejsce
“języków zniesionych” (boć i polski ze swoimi “ogonkami” jest
dość niepraktyczny, a statystycznie i globalnie rzecz ujmując,
używa go zdecydowana mniejszość ludzkości) wprowadzić naukę
języka chińskiego, którym posługuje się co najmniej szósta
część mieszkańców naszej planety. Jeśli połączymy to z nauką
angielskiego – “Satysfakcja gwarantowana”, jak głosi slogan
reklamowy. Nie będzie obaw, że dziecko kaszubskiego Indianina
nie dogada się z kolegą z Szanghaju. W imię dobra naszych
dzieci proponuję więc: “Wybierzmy przyszłość – uczmy Kaszubów
chińskiego!” Good luck, Mr. Roszkowski!
Miałem kiedyś sen. Śniło mi się, że za reformę polskiego
prawa biorą się ludzie stojący z prawem na bakier, prezydent
Stanów Zjednoczonych ogłasza rychłe powstanie niepodległej
Palestyny, zaś Kaszubi zapomnieli języka w gębie. Własnego
języka. Kiedy ktoś poprosił mnie o rozmienienie stu złotych
i jak zwykle nie miałem, okazało się że to nie sen, tylko
szara rzeczywistość.
Ale miałem i inny sen ostatniej nocy! Pani Wójt gminy Chmielno
prowadzi obrady Rady Gminy w języku kaszubskim. Dzieci w Borzestowie
uczą się w miejscowej szkole na komputerach z kaszubską wersją
“Windows 2010”. Na Uniwersytecie Gdańskim powstał Wydział
Filologii Kaszubskiej z Katedrą Dialektologii Pomorskiej.
W preambule do Konstytucji Rzeczypospolitej przeczytałem,
że w mojej Ojczyźnie obowiązują dwa języki urzędowe: polski
i kaszubski, a ja nie byłem członkiem bliżej nieokreślonej
“grupy etnicznej”, tylko narodu kaszubskiego. Tak mi mówiło
serce, a jego nie można w nieskończoność oszukiwać.
Obudziłem się. Czytałem dalej tę samą “Pomeranię”: matura
z języka kaszubskiego w roku 2002, Ewangelia wg św. Marka
przetłumaczona z języka greckiego na kaszubski... Ten, kto
by pomyślał o tych faktach 20 lat temu, byłby nazwany wariatem,
a pewnie i separatystą.
Jestem pewien, że doczekamy obowiązkowej nauki języka kaszubskiego
przynajmniej do poziomu maturalnego w szkołach w Kaszubach,
co już od dawna postulował profesor Alfred F. Majewicz z Uniwersytetu
im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytetu Hokkaido w
Japonii. Nie jest to sprawa, którą można uzależniać od woli
ludzi zmanipulowanych przez pięćdziesiąt lat komunistycznych
rządów. Ludzi, którym bardziej niż powietrza brakuje rzetelnej
informacji o tym, jakim skarbem jest język ich ojców, cudem
wyrwany z niebytu. W XIX w. Prusacy wprowadzili w Kaszubach
obowiązek szkolny. Skoro dziś nikt nas nie pyta w referendum:
“Czy chcesz się uczyć matematyki?” (ja bym głosował na “nie”),
to nie pytajmy o to czy uczyć kaszubskiego dzieci Kaszubów
oraz dzieci Polaków, Afrykańczyków i Wietnamczyków, którzy
- dobrowolnie w końcu - zechcą osiedlić się w Kaszubach. Jeśli
wszedłeś między wrony ucz się krakać jak i one! Ma jesma u
se!
Nie ma Kaszub bez Kaszubów, ale nie będzie Kaszubów bez języka
kaszubskiego! Hieronim Derdowski stwierdził, że “Bez Kaszeb
nie ma Polsczi!” Nauczanie kaszubskiego nie jest więc lokalnym
widzimisię, tylko wypełnieniem obowiązku wobec naszej Ojczyzny
– Rzeczypospolitej. Będzie ona o wiele bardziej uboższa, jeżeli
za pięćdziesiąt lat będą w niej mieszkać Kaszubi jedynie z
nazwy lub nominacji, którzy wiedzą tylko “co je krótczi, a
co dłudzi”, a od święta paradują w modrych kubraczkach.
Powtórzę raz jeszcze: nauczanie ojczystego języka w szkołach
w Kaszubach jest naszym świętym obowiązkiem. Obowiązki zaś
należy wypełniać, a nie się od nich migać lub
znosić je w drodze referendum. Nie chodzi bowiem o to “czy”
kaszubszczyzna powinna
“przetrwać”, tylko o to, “co” możemy zrobić by się dynamicznie
rozwijała! Jeżeli zaniedbamy swoje obowiązki, to wnuki nas
z nich rozliczą – obyśmy nie musieli się przed nimi wstydzić.
W całych Kaszubach od setek lat toczy się cicha walka o język.
Także dzisiaj, gdy walczymy z własnymi sumieniami, wygodnictwem
i koniunkturalizmem!
Nie chcemy być Apaczami. Nie chcemy żyć w skansenie i żywić
się korzonkami, a chat obtykać mchem. Jeśli tak, to musimy
dbać o nasz język, a nie pytać czy warto! To tak jakby pytać,
czy warto odzwyczaić się od jedzenia, może i warto, może to
się nawet kalkuluje, ale skutek może być opłakany! Nauka kaszubskiego
powinna stać się kwestią honoru i ambicji dla każdego mieszkańca
Kaszub. Świętej pamięci ks. dr Bernard Sychta był człowiekiem
Bożym i wielkim uczonym. Panu Wójtowi gminy Chmielno, oraz
tym spośród nas Kaszubów, którzy sądzą, że lepsze jest to
co się bardziej opłaca, dedykuję Jego słowa: “Chto sã wstidzy
pò kaszëbskù gadac, ten nie je wôrt cobë gò w përda kòpnąc!”
Amen.
Albert Kirk
zaczątk |